Dzień zimowy zaczyna się około 6.30 lub 7 bo wtedy idziemy do kuchni (czyli prywatnej kwatery Frania) przygotować śniadanie.
Najpierw zapalamy światło w przedpokoju, żeby ptak zobaczył je przez szyby w drzwiach, po krótkiej chwili wchodzimy do kuchni i zapalamy małe światełko na wyciągu kuchennym (żeby na raziło Frania w oczka) - wtedy Franiu wyłazi z półeczki na mydło w kabinie prysznicowej (ma na niej położony ręczniczek na noc, żeby mu w kuperek ciepło było) i wskakuje na lodówkę - tam przeciąga się, układa piórka i robi wielką, poranną kupę :))
Następnie "dosiada" obecnego w kuchni człowieka i domaga się jedzenia (nieważne, że w jego miseczce jest pokarm), dla Frania najbardziej interesujące jest to, co szykuje człowiek! Ostatnim hitem są kabanosy - nie mam pojęcia czy z powodu wyglądu (mały, drobiowy kabanosik przypomina dłuugiego robala :)), czy też z powodu zawieranego tłuszczu stały się dla Frania przedmiotem nieodpartego pożądania i gotów jest po nie wejść do wnętrza lodówki!
Na zdjęciu Franiu z resztką zdobytego (nielegalnie!) kabanosa ....
Ptaszysko uwielbia też bułki z dynią, a właściwie ziarna prażonej dyni, które wydłubuje z bułki, płatki owsiane i sezam (chlebek posypany ziarnami, jest dokładnie oskubywany przez łakomego potwora.
A jakie dobre jest masełko! mniam!
Wszystkie zakamarki mam uszczelnione masełkiem, bo czego gadzina nie łyknie natychmiast, to na pewno schowa "na później" :))
Kiedy już pobierze, należną mu z racji nieodpartego wdzięku i oszałamiającej urody (o rozumku to już nawet nie wspomnę!) daninę, bierze w dziób "coś na drogę", siada na lodówce i skrzecząc przenikliwie domaga się wypuszczenia na spacer (oczywiście, jeśli pogoda jest odpowiednia!)
W tym roku Szczecin nawiedziły dość dotkliwe mrozy (około -15C) i wtedy okazało się, że Franiu woli ciepłą "niewolę" od zimnej wolności! Po prostu zawrócił z parapetu okna do wnętrza kuchni i odmówił kategorycznie opuszczenia domu.
Jeśli uzna, że pogoda jest odpowiednia to udaje się na oblot swoich zewnętrznych włości - trwa to zwykle około 2-3 godzin, czyli około 11-stej Franiu wraca na drugie śniadanie. Siada na parapecie okna i zagląda do środka - jeśli nas tam nie ma, to przelatuje na drugą stronę domu i zagląda do kolejnych okien - doskonale wie, które są nasze!
Wpuszczony do środka gada do nas przez chwilę, podjada coś, pije czasem czyści piórka i po godzinie znowu prosi o wypuszczenie - na pobyt stały wraca około 15.30
Dziś "spacerował" razem ze mną i Dinusią po okolicznych krzakach i górkach. Niesamowite jest takie ptasie towarzystwo nad głową, siada na drzewach nisko i gada coś do mnie, podlatuje też od czasu do czasu i siada mi na ramieniu, albo głowie, nieustająco gadając.
Zdjęcia ze spaceru jesiennego, nie spodziewałam się, że dziś ze mną poleci i nie wzięłam aparatu ...
Spacer był dość długi, Franiu chyba troszkę zmarzł bo po powrocie do domu wpakował się do miski - nalałam ciepłej wody i ptaszysko wylegiwało się w niej około 10 minut!
Potem oczywiście jedzonko i toaleta.
Kolację i inne czynności staramy się zrobić w kuchni do 19.30 - potem Franiu staje się niegrzeczny, lata nam nad głowami i skrzeczy - ptak chce spać a "człowieki" łażą i przeszkadzają!
Grzecznie więc zapalamy małe światełko, przykrywamy półeczkę ręcznikiem i opuszczamy ptasią sypialnię - po godzinie sprawdzamy czy ptaszysko jest na swoim miejscu i gasimy światło zupełnie.
I kto u kogo , tak naprawdę mieszka? :))