niedziela, 14 lutego 2016

Wspólny obiadek.

Wcześnie rano ptaszyna z kawałkiem żółtego sera w dziobie udała się na spacerek, widziałam z okna jak rozgania inne ptaki i coś tam sobie wybiera z ziemi.





Zauważyłam, że Franek wraca do domu przed deszczem, zdarzyło się to dopiero kilka razy, ale teraz bardziej zwracam na to uwagę i myślę, że to nie jest przypadek. Bardzo się z tego cieszę, bo to znaczy, że Franek nauczył się, że trzeba chować się przed deszczem - dorośleje i mądrzeje mój Franuś!

Kiedy około południa wrócił na drugie śniadanko odkrył, że na zlewie w kuchni leży zamrożony kawałek mięsa - uznał, oczywiście, że to na pewno dla niego taki prezencik i żywiołowo się nim zajął :))









Dzielnie bronił swojej "zdobyczy" i już myślałam, że obiad będzie dzisiaj wegetariański :))





Najadł się rzetelnie, a "nadwyżkę" pracowicie upchał w moją kuchenną firaneczkę! :))
Oj Franek, Franek będziesz ty prał firanki!





czwartek, 11 lutego 2016

Portret z sójką

Znalazłam kiedyś w internecie zdjęcie obrazu przedstawiającego kobietę z sójką na ramieniu i zakochałam się w nim .... jego autorem  jest  Leon Jean Basile Perrault (1832 - 1908) a obraz powstał w 1873 roku i nosi tytuł The Bird Charmer ....


Prawda, że jest uroczy?

A teraz mam własny portret z sójką .... zdjęcia zrobione dzisiaj po powrocie Frania z ptasiego spotkania - ja nazywam te sójcze rozmowy (a raczej upiorne wrzaski!) posiedzeniami Zarządu Wąwozu, ptaszyska siadają na sąsiednich drzewach i napuszone, przekrzykują się wzajemnie, w dzisiejszym "posiedzeniu" uczestniczyły trzy sójki ... nawet sroki opuściły okolicę :))

Ponieważ było dość zimno i padał deszcz, zebranie skończyło się dość szybko, wrzaski uczestników radosnej dyskusji ucichły, po czym zmarznięty i mokry Franiu wylądował w moich stęsknionych ramionach. Do ogrzania i wysuszenia biednego ptaszęcia została jak zwykle wykorzystana ukochana suszarka a przy okazji troszkę się poprzytulaliśmy i porozmawialiśmy ze sobą ....w podzięce od ptaszka otrzymałam pięknie ułożoną fryzurę o nazwie "Pazur ptaszka", prawda, że bardzo gustowna? :))

I jak tu nie kochać takiego stworzonka ....














Ufa mi bezgranicznie, w przypadku niespodziewanego hałasu czy innego zagrożenia, natychmiast mam go na ramieniu - wypuszczam go codziennie (chyba, że sam odmawia wyjścia) i za każdym razem wypatruję powrotu ptaszyska, martwiąc się czy wszystko z nim w porządku - mam syndrom opuszczanego gniazda :)) jak nadopiekuńcza mamusia ...


Tydzień temu nie wrócił na noc, pogoda była fatalna - silny wiatr, wieczorem zaczął padać deszcz ze śniegiem - wołałam go, biegałam po krzakach z latarką .... nic .... nie mogłam spać - rano, jak tylko zrobiło się jasno wyruszyłam na poszukiwania .... nic.


Około dziesiątej, kiedy już zaczęłam tracić nadzieję, że wróci, Franiu wylądował z wrzaskiem na parapecie - głodny, rozczochrany, brudny i mokry .... radość była niesamowita! Ptaszysko też chyba miało dość zimnej wolności bo przez kolejne dwa dni nawet dzioba nie wychyliło za okno.


Nauczka nie wystarczyła jednak na długo i po kilku dniach znowu został na noc na dworze, była zdecydowanie lepsza pogoda, sucho i martwiłam się troszkę mniej ale i tak co chwilę biegałam do okna - wrócił następnego dnia około trzynastej ....


Wiem, że tak będzie, że coraz częściej nie będzie wracał, że kiedyś może nie wróci wcale .... chcę, żeby był na wolności, szczęśliwy i nieograniczony .... tylko bardzo bym chciała aby od czasu do czasu pokazał się, że jest cały i zdrowy.