Znalazłam kiedyś w internecie zdjęcie obrazu przedstawiającego kobietę z sójką na ramieniu i zakochałam się w nim .... jego autorem jest Leon Jean Basile Perrault (1832 - 1908) a obraz powstał w 1873 roku i nosi tytuł The Bird Charmer ....
Prawda, że jest uroczy?
A teraz mam własny portret z sójką .... zdjęcia zrobione dzisiaj po powrocie Frania z ptasiego spotkania - ja nazywam te sójcze rozmowy (a raczej upiorne wrzaski!) posiedzeniami Zarządu Wąwozu, ptaszyska siadają na sąsiednich drzewach i napuszone, przekrzykują się wzajemnie, w dzisiejszym "posiedzeniu" uczestniczyły trzy sójki ... nawet sroki opuściły okolicę :))
Ponieważ było dość zimno i padał deszcz, zebranie skończyło się dość szybko, wrzaski uczestników radosnej dyskusji ucichły, po czym zmarznięty i mokry Franiu wylądował w moich stęsknionych ramionach. Do ogrzania i wysuszenia biednego ptaszęcia została jak zwykle wykorzystana ukochana suszarka a przy okazji troszkę się poprzytulaliśmy i porozmawialiśmy ze sobą ....w podzięce od ptaszka otrzymałam pięknie ułożoną fryzurę o nazwie "Pazur ptaszka", prawda, że bardzo gustowna? :))
I jak tu nie kochać takiego stworzonka ....
Ufa mi bezgranicznie, w przypadku niespodziewanego hałasu czy
innego zagrożenia, natychmiast mam go na ramieniu - wypuszczam go
codziennie (chyba, że sam odmawia wyjścia) i za każdym razem
wypatruję powrotu ptaszyska, martwiąc się czy wszystko z nim w
porządku - mam syndrom opuszczanego gniazda :)) jak nadopiekuńcza
mamusia ...
Tydzień temu nie wrócił na noc, pogoda była fatalna - silny
wiatr, wieczorem zaczął padać deszcz ze śniegiem - wołałam go,
biegałam po krzakach z latarką .... nic .... nie mogłam spać -
rano, jak tylko zrobiło się jasno wyruszyłam na poszukiwania ....
nic.
Około dziesiątej, kiedy już zaczęłam tracić nadzieję, że
wróci, Franiu wylądował z wrzaskiem na parapecie - głodny,
rozczochrany, brudny i mokry .... radość była niesamowita!
Ptaszysko też chyba miało dość zimnej wolności bo przez kolejne
dwa dni nawet dzioba nie wychyliło za okno.
Nauczka nie wystarczyła jednak na długo i po kilku dniach znowu
został na noc na dworze, była zdecydowanie lepsza pogoda, sucho i
martwiłam się troszkę mniej ale i tak co chwilę biegałam do okna
- wrócił następnego dnia około trzynastej ....
Wiem, że tak będzie, że coraz częściej nie będzie wracał,
że kiedyś może nie wróci wcale .... chcę, żeby był na
wolności, szczęśliwy i nieograniczony .... tylko bardzo bym
chciała aby od czasu do czasu pokazał się, że jest cały i
zdrowy.