środa, 9 grudnia 2015

Radosne, letnie dni i straszne przygody Frania :))


Długie, jesienne wieczory, szare, mokre dni .... postanowiłam napisać parę słów o słonecznych, letnich dniach - tak dla rozgrzania i rozświetlenia duszy :))

Ciepły, słoneczny czas spędzaliśmy w ogrodzie.
Franiu wiernie mi towarzyszył i bardzo dzielnie uczestniczył we wszystkich zajęciach.




Praca z Franiem to ogromna przyjemność, ptaszysko uwielbia "jeździć" siedząc wygodnie na mojej głowie bo to i widok doskonały i bezpiecznie!

Często sprawdza, czy wszystkie rośliny mają się dobrze i zagląda do doniczek - tak po cichutku powiem Wam, że ma tam pochowane różne swoje skarby!














Na stół też lubi zerknąć, bo często coś dobrego można tam znaleźć. Kiedy chodzimy po ogrodzie, to musimy uważać bo Franiu czasem wędruje "na piechotę" a że nie tupie, to naprawdę trudno go zauważyć ...







Zdecydowanie lubi towarzystwo Diny, często kręci się w pobliżu leżącego psiska - czasem ją zaczepia ale najczęściej po prostu koło niej spaceruje.







Wszystkie te zajęcia i spacery męczą ptaszka i wtedy lubi sobie odpocząć .....








wyczyścić piórka ......







porozmawiać .....







no i pospać na słoneczku, w najbezpieczniejszym miejscu na świecie  ......







Na przełomie lipca i sierpnia po raz pierwszy (i jedyny jak do tej pory!) Franiu spędził całą noc na dworze - uwierzcie, że nie mogliśmy spać bo martwiliśmy się co się z nim dzieje! Krążyłam po ogrodzie nawołując Frania aż do nastania zupełnych ciemności a on zniknął! Okno w kuchni było otwarte całą noc - a już około piątej rano tkwiłam przy nim wyglądając .... około siódmej zaczęłam tracić nadzieję, że Franek przetrwał i po prostu się popłakałam..... a wtedy na parapecie wylądował wrzeszczący, brudny, rozczochrany i głodny jak diabli Franio!
Cieszyłam się jak dziecko, nakarmiłam, postawiłam wodę do kąpieli i żałowałam tylko jednego, że nie może mi opowiedzieć co przeżył ..... w każdym razie przygoda nie była dla niego miła bo przez kilka następnych dni trzymał się w zasięgu wzroku i przylatywał co chwilkę do domu.

Następna przygoda spotkała Frania parę tygodni później i pokazała nam, że ptak nie umie wielu rzeczy a my nie jesteśmy w stanie go nauczyć prawidłowych zachowań.

Rano pogoda była wspaniała i nic nie zapowiadało aż tak gwałtownej zmiany.
Franiu jak zwykle po śniadaniu poleciał zwiedzać świat a ja zajęłam się pracami domowymi.
W pewnym momencie zorientowałam się, że robi się ciemno a za chwilę zaczął padać gruby, bardzo intensywny deszcz - pobiegłam wołać Frania ale niestety nie było go w pobliżu domu.
Wróciłam po pelerynę i stanęłam na brzegu wąwozu cały czas go nawołując, słyszałam jego gwizdanie, ale w dużej odległości - mniej więcej po półgodzinie zorientowałam się, że Franiu siedzi wysoko nade mną, na gałęzi dębu i jest kompletnie mokry!

Nie mogłam zostawić go samego, bo bałam się, że jak kompletnie namoknie to po prostu spadnie a w pobliżu krążą koty, zbliża się wieczór i może być tragedia!

Stałam tak mniej więcej godzinę i wreszcie musiałam na chwilę wejść do domu, żeby się przebrać bo kompletnie przemokłam.Trwało to kilka minut ale widocznie Franek już zmarzł i nie miał siły dłużej siedzieć na drzewie bo kiedy wybiegłam do ogrodu usłyszałam bardzo żałosne skrzeczenie i zobaczyłam mojego  ptasiora dosłownie pełzającego w błocie!

Był tak nasiąknięty wodą, że skrzydła ciągnęły się po ziemi, wszystkie piórka miał sklejone i wyglądał jak nie przymierzając podskubana gęś! samo nieszczęście!

Nie protestował wcale, kiedy wzięłam go na ręce i schowałam za bluzę, pojękiwał tylko cichutko ..... zaniosłam toto do domu i wsadziłam do miski z ciepłą wodą a potem zawinęłam w ręcznik - widok był paradny! - żałuję, ale nie miałam wtedy głowy do robienia zdjęć.

Nie nauczył się chronić przed deszczem a ja nie umiem go tego nauczyć - jak mocno pada to Franiu siedzi w domu i rozrabia!






a rano zawsze sprawdzamy, jaka jest pogoda ....










4 komentarze:

  1. Z tych historii wynika, że Franek już pozostanie z Wami, bo sam na wolności nie ma szans na przeżycie. Trzymam za niego kciuki, bo w okolicy czyhają różne niebezpieczeństwa, a on niech lepiej trzyma się domu i ogrodu, bo właśnie tam ma szansę na wesołe i beztroskie życie :)

    Pozdrawiam G.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest właśnie dramat dzikich zwierząt wychowywanych w obcym dla siebie środowisku... Ale przecież warto uratować pisklę przed śmiercią...
    Trzymam kciuki za Frania!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem Franek to bardzo mądry ptak i pomału będzie się uczył samodzielności od innych sójek...Maju on jest cudny ale Dina również ma wspaniałe serce że tak ogromna włochata miłość zaakceptowała taką kruszynkę jak członka rodziny.Cudnie, posyłam całuski Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak Franiu to bardzo mądry ptak, macie z niego dużo radości i pociechy:)

    OdpowiedzUsuń