poniedziałek, 23 listopada 2015

Kim jestem?


Dni mijały, przyjaźń psio-sójcza rozkwitała,  Franiu rósł w piórka i stawał się coraz bardziej pewny siebie :))





Najbardziej bawi mnie obserwowanie jak maleńki ptaszek, którego Dina mogłaby uśmiercić jednym kłapnięciem mordy kompletnie nie odczuwa lęku i "stawia się" jakby był co najmniej równy jej  wzrostem!

Zauważyłam również, że Franiu ma problem z tożsamością gatunkową - próbuje zaprzyjaźniać się ze wszystkimi stworakami, które pojawiają się w pobliżu, pierwszy był dzięcioł .....

Franiu obserwował go najpierw z odległości kilku metrów, po chwili już był na sąsiedniej gałęzi - dzięcioł ignorował go do momentu, kiedy Franek usiadł tuż koło niego - dziób poszedł w ruch i Franio z dzikim wrzaskiem wylądował na mojej głowie, bardzo przestraszony i pyskujący coś po cichutko.....Długo nie wytrzymał i próbował zakolegować się z gołębiami grzywaczami, które mają gniazdo na jednym z naszych dębów... skończyło się awanturą i rozpaczliwą ucieczką Frania.

Najbardziej bałam się, że zechce zaprzyjaźnić się z kotami, mnóstwo takich bezpańskich, półdzikich, wiecznie głodnych włóczy się po okolicy, na szczęście od naszego ogrodu odstrasza je obecność Diny. Ale kiedy pies jest w domu, koty przechodzą na skróty tuż koło miejsca, gdzie Franio siada najczęściej .... Natomiast nigdy nie przypuszczałam, że celem zabiegów towarzyskich Frania stanie się odwiedzająca regularnie nasz ogród wiewiórka!



Niestety, nie udało mi się uwiecznić plującej, nastroszonej wiewiórki nad głową której krążył wrzeszczący jak potępieniec Franio a był to widok niesamowity!

Aż wreszcie, pewnego dnia w ogrodzie pojawiła się ..... sójka!
Odwiedzała nas zwykle jesienią ze względu na żołędzie, czasami w zimie zaglądała do karmnika ale ostatnio jakoś nie było jej widać ....
Dorosły ptak, większy od Frania, pewny siebie i gotowy do walki o terytorium a przed nim mały, ale nastroszony do granic wytrzymałości młodziak, ostrzegawczo trzaskający dziobem (ale wydający też bardzo cichutkie pojękiwania, chyba ze strachu ....) - na szczęście za nim doszło do konfrontacji pojawiła się Dina i wypłoszyła gościa.
Sójka zaczęła pojawiać się regularnie ale już nie w samym ogrodzie a na sąsiednich drzewach, skąd wrzeszczała dość agresywnie, Franiu odpowiadał równie zdecydowanie ale siedząc na głowie albo ramieniu któregoś z nas - czuł się pewnie i bardzo był odważny.
Dziś kiedy minęło już kilka miesięcy obserwuję jak rankiem na wierzchołku drzewa po drugiej stronie wąwozu zbiera się trzy lub cztery sójki i o czymś "rozmawiają" - ta czwarta sójka to mój Franiu!
Czasem wraca do domu trochę rozczochrany ale myślę, że jakoś się dogaduje ......

2 komentarze:

  1. Witaj, czytam od samego początku :) Zdumiewające, że sójka potrafiła tak zaaklimatyzować się w nowym dla niej środowisku. Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dinusi należą się wielkie brawa za wyrozumiałość i pogodzenie się z obecnością Frania.
    Fotki super!

    OdpowiedzUsuń