poniedziałek, 2 listopada 2015

Dlaczego postanowiłam pisać bloga

Pomyślałam niedawno, że życie dało mi niesamowitą możliwość obcowania na co dzień z płochliwym, wrażliwym i bardzo mądrym stworzeniem. Ptak, którego w naturze nie wszyscy widzieli, a już na pewno niewielu widziało z bliska, stał się częścią mojej codzienności.
Wytworzyła się między nami więź pełna zaufania, ciepła i miłości - ocaliłam mu życie, ale też w jakiś sposób to życie złamałam - bo Franek już nigdy nie będzie stuprocentowo dzikim ptakiem (chociaż lata swobodnie, nigdy nie był w klatce z wyjątkiem momentu przywiezienia i kilku pierwszych nocy) - wylatuje z domu kiedy chce i wraca kiedy chce, ale przecież wraca do człowieka, nie umie schować się przed deszczem i lubi zaglądać do lodówki bo tam jest jego ulubiony żółty serek i mięsko ....
Postanowiłam opisać moją przyjaźń z Franiem, moje obserwacje (nie jestem ornitologiem tylko socjoterapeutą) tak, aby chociaż troszkę pokazać jak wspaniały, bogaty świat istnieje tuż obok nas - a my prawie nic o nim nie wiemy ....
Mam nadzieją, że moje doświadczenia i przemyślenia komuś się przydadzą a może chociaż spowodują to, że dostrzeżecie naszych Braci Mniejszych, którzy ubarwiają i ulepszają nasz świat ...

Zaczynamy!

11 czerwca 2015 roku do mojego (i tak już z lekka zwariowanego) domu zawitał nowy domownik. Znaleziony podczas porannego biegania mały, bardzo wystraszony ptak - przyjechał w pojemniku do przewożenia yorka (jedyne co było pod ręką) i tak naprawdę to miał być tylko do momentu znalezienia azylu, który zechce go przyjąć ....




wyglądało toto, jak kupa ptasiego nieszczęścia a przecież to jeden z piękniejszych polskich ptaków - sójka!
Najpierw sprawdziłam czy nie ma jakiś urazów - na szczęście wszystko było w porządku. Potem ugotowałam jajko i ugniotłam je z białym serem - danie nie wzbudziło entuzjazmu stworaka :)




chociaż jak widać - głodny był ....
Nakarmiłam go maleńkimi kęsami, wodę do picia dostał ze strzykawki (sam nie potrafił ani jeść, ani pić)


i zasnął .....

Próbowałam znaleźć miejsce dla malucha ale nikt go nie chciał! azyle do których wysłałam e-maile z prośbą o pomoc nawet nie odpowiedziały. Nie pozostało więc nam nic innego jak zaadoptować ptaszysko - w ten sposób zostałam ptasią mamą a ptasio otrzymał imię Franek - chociaż do tej pory nie mam pojęcia czy to przypadkiem nie Frania :)



i natychmiast wszedł mi na głowę! a przede wszystkim zupełnie zawojował moje serce ....



Najtrudniejsze były pierwsze dni - karmiłam stworaka kilkanaście razy dziennie, pilnowałam również aby pił - cały pokój został przykryty starymi ręcznikami (ptaszek ma bardzo szybką przemianę materii, kupki są co krok!) - również domownicy a także goście zostali przystrojeni gustownymi okryciami bo Franiu najczęściej siedział na ludziach ...

Przez cały dzień skakał lub fruwał po pokoju, wieczorem zasypiał na karniszu i wtedy dopiero delikatnie go zdejmowałam i zanosiłam do klatki w kuchni, po czym następowało dwugodzinne sprzątanie.



Na karniszu lubił też siedzieć w ciągu dnia bo miał wtedy wszystko pod obserwacją .....



i coraz bardziej energicznie dopominał się o jedzenie, dieta też stawała się coraz bardziej urozmaicona i zawierała: gotowane drobiowe serduszka krojone w wąskie paseczki, gotowane jajko (lubi bardziej białko niż żółtko), biały serek (tłusty i słodki) ale absolutnie ulubione danie to żywe świerszcze! Franiu przylatywał natychmiast na dźwięk otwieranego pudełka i darł się (a sójki to potrafią, oj, potrafią!) jak opętany dopóki nie dostał owada ....



a tak wyglądał najedzony i (ja tak to widzę!) uśmiechnięty Franek, każdego dnia weselszy, bardziej ciekawski i bardziej z nami spoufalony ....




Ponieważ staram się jak najwięcej napisać, będę to robić po trochu - a więc ciąg dalszy nastąpi wkrótce.








6 komentarzy:

  1. Maju, fantastycznie, że pokazujesz tu Frania od początku...
    Czekam na kolejne wpisy

    OdpowiedzUsuń
  2. W ten sposób historia nie jest pokawałkowana. Fantastycznie się czyta, czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszystko jednym tchem i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytając Twoja historię ,wróciłem do dzieciństwa ,gdzie wszyscy na około szanowali żyjących małych przyjaciół, gdzie nikt nie przechodził obojętnie obok potrzebujących.

    OdpowiedzUsuń
  5. Maju dziś trafiłem na Twój blog o Franku i już wszystko przeczytałem. Czekam na kolejne wpisy, nie ukrywam, że z wielką ciekawością będę je czytał :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. aż dziw że nikt go nie chciał ... ja jak z chłopakiem znalazłam maleńkiego ptaszka zawieźliśmy go do weterynarza i tam się nim zajeli :)
    ale Ty masz za to następnego zwierzęcego przyjaciela :)

    OdpowiedzUsuń