Czas mijał, ptaszysko rosło i
nadszedł czas aby umożliwić Franiowi powrót do natury,
To była
bardzo trudna decyzja bo pokochaliśmy stworaka z całego serca i
martwiliśmy się jak sobie poradzi na wolności ….
Postanowiłam najpierw pokazać Frankowi świat
zewnętrzny w sposób bezpieczny dla niego, zapakowałam więc niczego nieświadome ptaszę w klatkę
pożyczoną od znajomych no i poszliśmy na spacer do
ogrodu...
Klatka z Franiem stała na stoliku przy
którym często siedzimy w ogrodzie, a my obserwowaliśmy jego
zachowanie.
Pierwsze kilkanaście minut Franek
spędził w całkowitym bezruchu i kompletnym milczeniu, rozglądał
się tylko, lekko przechylając główkę i nasłuchiwał. A miał
czego słuchać!
Mieszkamy w dzielnicy Szczecina
położonej na wzgórzach, z widokiem na Jezioro Dąbskie i Odrę. Tuż
za ogrodzeniem naszego niewielkiego ogrodu jest bardzo głęboki,
zarośnięty gęsto krzewami i dużymi drzewami wąwóz, a na jego dnie płynie
niewielki strumyczek (miejsce błotnych kąpieli stada dzików), Ściany wąwozu są strome i śliskie (glina) co ma swoje dobre strony - zwierzęta w nim żyjące mają święty spokój bo mało kto się tam zapuszcza. Spokojnie mieszkają tam dziki, sarny, lisy, borsuk, jeże, wiewiórki i łasice a także ogromna ilość ptaków (również
sójki). W związku z „zaptaszeniem” okolicy Franek miał
czego słuchać i na co patrzeć!
Po mniej więcej półgodzinie Franek
zaczął nerwowo skakać po klatce i żałośnie pokrzykiwać –
zauważyłam, że ten rodzaj dźwięku wydaje tylko wtedy, kiedy
czuje się niepewnie, nie chciałam, żeby miotając się po klatce
uszkodził sobie pióra i nie chciałam, żeby się bał – zabrałam
go do domu i wypuściłam w pokoju, który dobrze znał. Uspokoił się
natychmiast, usiadł mi na ramieniu i „gadał” dłuższy czas
tak, jakby opowiadał mi swoje wrażenia.
Towarzyszył mi przez większą część
dnia, nie siadał na oknie, raczej badał przedmioty z najbliższego
otoczenia (żyrandol musieliśmy wymienić, bo baliśmy się że
Franiu huśtając się na poprzednim spowoduje jego urwanie się!)
bardzo interesował się moją pracą
i pilnował godzin posiłków
a jak nie było na czas mięska to zjadał mnie :))
Ale dzień rozstania nieuchronnie się zbliżał ...
Powtarzałam spacery w klatce, każdy kolejny trwał nieco dłużej ale nieodmiennie kończył się
bardzo nerwowym zachowaniem Frania … po kilku dniach takich
przygotowań postanowiłam wypuścić Frania …. to było dla mnie
ogromne przeżycie, chciało mi się płakać, pomyślałam, że
wyleci z klatki i zniknie w wąwozie, że już nigdy go nie zobaczę,
nie będę wiedziała czy żyje, czy jest radosny, zdrowy... ale nie
chciałam odebrać mu możliwości normalnego, ptasiego życia -
decyzja zapadła, otworzyłam klatkę ….
a co nastąpiło potem? dowiecie się wkrótce .... :)
Franek może wszystko podjadać, aby tylko za daleko nie odleciał :D Jak widać, dobrze mu Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
A mi najbardziej podoba się siedzenie Franka na Mai głowie, uwił sobie tam gniazdko. Świetny filmik
OdpowiedzUsuń