środa, 4 listopada 2015

Jak wychować Frania na porządnego ptaka?

Pierwsze wspólne dni z Franiem pamiętam jako nieustające sprzątanie i gorączkowe poszukiwania wszelkich dostępnych informacji na temat opieki nad ptaszyskiem – co do sprzątania – szybko wypracowałam metodę polegającą na jak największym ograniczeniu „pola rażenia”. Meble zostały przykryte starymi ręcznikami i innymi materiałami (serdeczne podziękowania dla wszystkich bliższych i dalszych znajomych za dostarczenie hurtowych ilości wyżej wymienionych!), zawsze pod ręką była też miseczka z wodą i szmatka – dałam radę!

Natomiast coraz większym problemem stawało się praca nad rozwojem Frania i nie chodzi mi o karmienie, tylko o nauczenie go różnych życiowych czynności i wychowanie na ptaka!
Przecież Franio przebywał cały czas w mieszkaniu (latanie nie było jeszcze do końca opanowane, zdarzały się „stłuczki”) więc siłą rzeczy staliśmy się dla niego rodziną i jedynym wzorcem do naśladowania – dwoje ludzi i pies – świetny wzorzec dla ptaka!

Sójka należąca do rodziny krukowatych jest niezwykle inteligentnym ptakiem, nieustannie obserwując ludzi, szybko orientuje się gdzie jest jedzenie, woda, kto ją karmi i co zrobić, żeby dostać jeść czy pić – ma też umiejętności o które zupełnie ją nie podejrzewałam (mało wiemy o ptakach, żyjących obok nas) a mianowicie ma świetny słuch i umie naśladować dźwięki!
Mało tego, to czego się nauczy potrafi wykorzystać w odpowiednim momencie np. jak nauczy się naśladować głos drapieżnego ptaka, to będzie używając go straszyć inne sójki, które wkroczyły na jej terytorium!

Znalazłam informacje, że starożytni Grecy mieli trzymać młode sójki w domu i od małego uczyć je naśladowania ludzkiego głosu. Oswojone, były później atrakcją wystawnych uczt, gdzie miały przysiadać na ramieniu gości, przyjaźnie zagadywać i brać pokarm z ręki.

Co do siadania na ramieniu, brania jedzenia z ręki i tulenia się do człowieka – wszystko to Franek robił sam z siebie – ale co z naśladowaniem mowy? 

Postanowiłam przeprowadzić eksperyment ….

Wyglądało to pewnie bardzo śmiesznie …. Franio siedział na lodówce a ja stałam naprzeciwko i gadałam jak nakręcona: „Fra – niu, Fra- niu, Fra-niu” przez pół godziny a ptaszysko przyglądało mi się uważnie, przechylając głowę raz w jedną, raz w drugą stronę – po kilku dniach stwierdziłam, że to może za trudne dla młodziaka i przeszłam na gwizdanie melodyjek – no i to zdecydowanie bardziej ptaka zainteresowało, prawie natychmiast zaczął próby powtarzania, najpierw poszczególnych dźwięków a potem krótkiego fragmentu melodii „Poszła Karolinka ...” - nie wiem, które z nas było bardziej dumne z siebie!

Po kilku miesiącach spędzonych z nami Franek gwiżdże fragmenty melodii, naśladuje okoliczne ptaki (sikorki, dzięcioła i kosy), czasem inne dźwięki np. jakieś piski (coś w rodzaju gotującego się czajnika) a oprócz tego gada po swojemu czyli cichutko kracze mocno „ochrypłym” głosem, ćwierka słodko (kiedy dostaje coś dobrego – albo chce to dostać!) no i oczywiście wrzeszczy po sójczemu bo na spacerach poza domowych poznał kolegę (lub koleżankę) i teraz wrzeszczą na siebie radośnie siedząc na dwóch końcach gałęzi …

Ciągle mam nadzieję nauczenia go jakiegoś słowa, może w zimie, kiedy będzie spędzał z nami więcej czasu to mi się uda ….

Teraz kilka informacji o wyglądzie i „ubranku” Franka.

Kiedy do mnie trafił był o połowę mniejszy niż jest teraz – obecna długość ptaszka to około 30 centymetrów (dorosłe osobniki mają zwykle maksymalnie 36 cm długości – może jeszcze urośnie!), waga pewnie około 15 – 20 dkg. W każdym razie jak wyląduje na głowie to go czuję i to dość wyraźnie, tym bardziej, że robi to z rozpędem!

Jako młode ptaszę był bardziej szary niż kolorowy, ale z tygodnia na tydzień robił się coraz bardziej barwny (w końcu sójka to najbardziej kolorowy z europejskich krukowatych) i w rezultacie jest różowo – szarobrązowy z białym „żabotem” ,brzuszkiem i kuperkiem, ma też białe pasy na skrzydłach (bardziej widoczne w czasie lotu), boki głowy są rudawo – brązowe, wierzch główki pokryty czarnym kreskowaniem, od dzioba kształt głowy podkreśla czarny „wąs” również sterówki i końce skrzydeł są czarne.
Oczy bardzo bystre, brązowe. Nogi jasnobrązowe a dziób (bardzo mocny) o stalowoszarej barwie.
Słynne niebieskie piórka na bokach skrzydeł nie są wcale niebieskie – ten intensywny błękit bierze się stąd, że wiązka światła rozszczepia się w strukturze pióra i zostaje odbite widmo niebieskie.




Na podstawie wyglądu piór, zrzuconych w okresie pierzenia (stare ptaki pierzą się jesienią) można określić wiek danego osobnika. Ptaki powyżej pierwszego roku życia mają większą liczbę prążków niż tegoroczne młode ptaki.

Najładniejszy jest Franio z czubem nastroszonych piórek na główce – stroszy je kiedy widzi kogoś obcego, chce kogoś przestraszyć albo wtedy kiedy chce złapać jak najwięcej ciepła ….
Tym razem Franek w wersji "mam dziób i nie zawaham się go użyć" 









Czasami zamiast czubka, po obu stronach głowy Franka sterczą podniesione piórka i wygląda jak Hermes w skrzydlatej czapce, no cóż był to między innym bóg złodziei a Franiu upodobanie do złodziejstwa ma ...   
 
No tak, miało być o wychowaniu a skończyło się na zachwytach nad (niewątpliwą) urodą ptasiora!

W moich poszukiwaniach dotarłam do bardzo miłego ornitologa, który na wstępie rozmowy ucieszył moje serce informacją, że krukowate (a więc i sójki) bardzo przywiązują się do swoich opiekunów i z reguły zostają z nimi do końca życia a ponieważ zamiast trzymać ptasie dziecię z dala od człowieka (najlepiej w ciemnym pudle – o mało się nie popłakałam, jak to usłyszałam!) ja swoje ptasię trzymałam „na człowieku” no to mam!

Sójcze dzieciństwo trwa dość długo bo rodzice (sójki są monogamiczne) utrzymują kontakty nawet z dzieciakami z lęgów z poprzednich lat (natomiast ze sobą już się tak dobrze nie dogadują – jak się spotkają w okresie międzylęgowym to nawet do „dzioboczynów” dochodzi!)

Okres zainteresowania płcią przeciwną zaczyna się z reguły w drugim a czasem nawet w trzecim roku życia a więc jeszcze trochę potrwa za nim się przekonam czy mam Franię czy Frania :)) ale tak naprawdę nie ma to dla mnie żadnego znaczenia i tak Franek będzie Frankiem (nawet jak zniesie jajko!)

Najtrudniejszym zadaniem było nauczenie Franka, że wodę można pić samemu przy pomocy dzioba a nie człowieka i strzykawki a nawet można się w niej kąpać ale o tym to już następnym razem ....



6 komentarzy:

  1. Franiu jest cudowny, chyba lubi być fotografowany bo robi pozy jak model.Mnóstwo przygód masz z nim, ale to fajnie,napewno jest bardzo szczęśliwy u Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudeńko tylko podziwiać, czekam dalej na kolejne opowieści

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytanie tego wpisu przy kawie na dobry początek dnia - od razu życie wydaje się kolorowsze!

    Ale jeśli to "ona", to nasuwa się nieuchronne pytanie, GDZIE złoży jajka i KTO będzie na nich siedzieć :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I co tam u Naszego Franka pozdrawiam Was cieplutko

    OdpowiedzUsuń