Czas opowiedzieć co wydarzyło się
później …..
W dniu wypuszczenia Frania na wolność
byliśmy cały czas w ogrodzie, nieustannie obserwując ptaszysko,
które bardzo dokładnie zwiedzało pobliski teren. Byłam bardzo
szczęśliwa, że trzyma się granic ogrodu i najniższych gałęzi
dębu bo wyobrażałam sobie, że po prostu poleci na oślep i
zniknie ….
Obiad jedliśmy na zmianę :)) cały
czas pogwizdując na Frania, który co jakiś czas podlatywał do nas
po coś na przekąskę.
Późnym popołudniem doszliśmy do wniosku,
że skoro nie odleciał zupełnie, to na noc zabierzemy go domu,
baliśmy się, że zje go jakiś kocur, których mnóstwo włóczy
się po okolicy, a Franiu kota nigdy nie widział i może chcieć się
z nim zaprzyjaźnić!
Około 19-stej Franiu był już tak
zmęczony całodniowym lataniem, że po prostu zasnął na oparciu
krzesła i mogłam zabrać go domu – cieszyłam się, że jest ze
mną jeszcze jedną noc....
Następnego dnia znowu wypuściłam
Frania i cała sytuacja się powtórzyła – nie odlatywał zbyt
daleko, wracał na posiłki i po to, żeby na mnie posiedzieć.
Niestety, nie podobało mu się wieczorne branie do rąk
i zanoszenie do domu – dla mnie też był to coraz większy problem
bo mnóstwo czasu zajmowało namówienie ptasiora do pójścia spać.
Trudno wejść po ptaszka na drzewo, tym bardziej, że prędziutko zmieniał miejsce pobytu gdy uważał, że jestem za blisko :))
Trudno wejść po ptaszka na drzewo, tym bardziej, że prędziutko zmieniał miejsce pobytu gdy uważał, że jestem za blisko :))
Wymyśliłam, że przeniosę Frania z
pokoju do kuchni. Pokój zacznie wreszcie przypominać ludzkie a nie
ptasie gniazdo a okno kuchni wychodzi na ogród więc nauczę go
wylatywać i wracać przez nie …
Troszkę było kłopotu z
przystosowaniem kuchni dla ptaka bo cały parapet był zastawiony
kwiatami – musiałam je przenieść gdzie indziej a miejsca na
parapetach zawsze mi brak :)), trzeba było zabezpieczyć górę
szafek i wszystkie przedmioty, które ptak mógł zniszczyć albo te,
które były dla niego niebezpieczne.
Próba wylotu odbyła się bez
kłopotu, po prostu otworzyłam szeroko okno ale musiałam jeszcze nauczyć Frania, że sam musi wrócić
do domu.
Pierwszy problem pojawił się
natychmiast, kuchnia była ciemną dziurą w porównaniu z jasnym,
pełnym słońca ogrodem a Franiu za nic nie wleci do ciemnego
pomieszczenia - na szczęście w ciągu dnia widząc mnie w środku przezwyciężył niechęć a pod wieczór zapalałam światło.
Drugim problemem okazała się ilość okien na południowej ścianie - sąsiedzi mieszkający na piętrze zostali uprzedzeni o uczącym się "lotniku" więc nie otwierali szeroko okien ale i tak ptasiorowi ciężko było trafić we właściwe okno ….
Przypomniałam sobie, że Franio
zwraca uwagę na przedmioty w jaskrawych kolorach, najbardziej lubi
czerwony – położyłam więc na parapecie okna czerwony ręcznik.
Na marginesie: ptaki widzą
nieporównywalnie więcej kolorów niż ludzie, siatkówka ptasiego
oka jest wrażliwa na ultrafiolet, dzięki czemu rejestruje kolory
niewidzialne dla ludzi. – dla ptaka kwitnący ogród to istne
szaleństwo barw!
Niektóre ptaki potrafią też zmieniać
kształt gałki ocznej dzięki czemu mogą „regulować” widziany
obraz np., powiększyć go!
Dzięki temu, że w moim domu zagościł
Franek zdecydowanie wzbogaciła się moja wiedza na temat ptaków i
innych stworzeń! Będę się z Wami nią dzieliła i bardzo proszę
– jeśli chcecie coś poprawić czy uzupełnić to piszcie –
będzie to z korzyścią dla nas wszystkich (łącznie z ptakami!)
Po kilkunastu podejściach (trwało to
oczywiście kilka dni!) Franiu przestał mylić okna (powiewający
czerwony ręcznik okazał się strzałem w dziesiątkę!) a po
południu w kuchni zawsze jest zapalone światło.
W ten sposób została rozwiązana
sprawa wylotu i powrotu ptasiego włóczykija do domu.
W dalszym ciągu spodziewałam się, że
któregoś dnia po prostu nie wróci do domu, zostanie na wolności i
nawet nie przewidywałam co będzie na jesieni, czy w zimie ….
Pogoda była piękna, okno cały czas
otwarte więc czasem nawet nie wiedziałam kiedy Franio wpadał na
małe co nieco – chyba, że coś narozrabiał ….
Ulubionym miejscem do odpoczynku i spania stały się
kabina prysznicowa i wyciąg kuchenny, miałam o wiele mniej
sprzątania, nie musiałam też poświęcać czasu na łapanie Frania
– za to przed zmrokiem z niepokojem nasłuchiwałam czy jest w
pobliżu i nawoływałam, żeby wrócił na czas ….
Masz anielską cierpliwość Maju i masę trafionych pomysłów, dzięki którym Franek jest nadal przy Tobie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń